|
|
Mam sześćdziesiąt trzy lata i przez większość życia byłam po prostu babcią. To brzmi dziwnie, kiedy się tak mówi o sobie, ale to prawda. Moje dni wypełniały zakupy, gotowanie, opieka nad wnukami i oglądanie telewizji z mężem. Wieczorami, gdy wszyscy już spali, zostawałam sama z ciszą i jakimś dziwnym uczuciem, że życie gdzieś mnie ominęło.
Moje dzieci są już dorosłe, mają swoje rodziny, swoje problemy. Czasem dzwonią, czasem wpadają na obiad, ale między tymi wizytami jest pusta przestrzeń. Mój mąż, Janek, uwielbia swoje rytuały - piwko o osiemnastej, wiadomości o dziewiętnastej, film o dwudziestej pierwszej. Ja zawsze siedziałam obok z drutami i robiłam na drutach kolejny sweterek, który potem i tak leżał w szafie.
Pewnego dnia moja wnuczka Zuzia, ta od informatyki, przyszła do mnie i powiedziała: "Babciu, musisz sobie zainstalować vavada aplikacja na telefon. To takie fajne gry, na pewno ci się spodoba". Popatrzyłam na nią jak na kosmitkę. Gry? Na telefonie? Ja ledwo umiałam odbierać połączenia.
Ale Zuzia jest uparta. Usiadła przy mnie, pokazała krok po kroku, jak pobrać aplikację, jak się zarejestrować. Mówiła, że to będzie moje "małe szaleństwo". Chyba zauważyła, jak się czuję - jakbym powoli znikała, stawała się tylko tłem dla życia innych.
Pierwsze dni były frustrujące. Dotykowy ekran wydawał mi się magiczny i straszny jednocześnie. Czasem przypadkiem dotknęłam czegoś nie tak i gra się zamykała. Ale stopniowo, bardzo powoli, zaczęłam rozumieć tę nową technologię. To było jak nauka nowego języka w podeszłym wieku.
Zaczął się mój sekretny rytuał. Wieczorami, gdy Janek oglądał swój film, ja wyciągałam telefon i odpływałam w inny świat. Nie grałam o wielkie wygrane - stawiałam minimalne kwoty, czasem po dwa złote. Dla mnie chodziło o coś zupełnie innego.
Odkryłam, że vavada aplikacja to nie tylko gry. To była moja prywatna przestrzeń. Miejsce, gdzie nikt nie oczekiwał, że będę babcią, żoną, matką. Gdzie mogłam być po prostu Krystyną. Kobietą, która podejmuje decyzje, ryzykuje, czeka na wyniki.
Najbardziej pokochałam sloty z tematyką przygodową. Zwłaszcza jeden, o odkrywaniu zaginionych cywilizacji. Kiedy kręciły się bębny, czułam się jak Indiana Jones w spódnicy. To były miejsca, o których marzyłam w młodości, ale nigdy nie odwiedziłam - piramidy w Egipcie, świątynie w dżungli, starożytne miasta.
Pewnego wieczoru, grając w mojego ulubionego slota, wydarzyło się coś niezwykłego. Akurat Janek chrapał w fotelu, a ja, zamiast iść do łóżka, postanowiłam zagrać jeszcze jedną sesję. Nagle ekran rozbłysł na złoto, a z głośnika telefonu popłynęła triumfalna melodia. Wygrałam jackpot.
Siedziałam w ciszy, patrząc na cyfry na ekranie. To była kwota, która przewyższała moją miesięczną emeryturę. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć. Potem obudziłam Janka. Jego zdziwiona mina, gdy zobaczył wygraną, była bezcenna.
Ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, co wydarzyło się później. Zamiast wydać te pieniądze na codzienne sprawy, postanowiłam zrealizować swoje dawne marzenie. Zawsze chciałam zobaczyć Wenecję. Janek nigdy nie chciał jechać - mówił, że to za drogo, za daleko, że jego kręgosłup nie zniesie takiej podróży.
Tym razem powiedziałam: "Jadę. Możesz ze mną, albo jadę sama". To był pierwszy raz od trzydziestu lat, kiedy postawiłam na swoim w tak ważnej sprawie.
Janek w końcu się zgodził. I tak, dwa miesiące później, staliśmy na placu Świętego Marka. Płakałam, patrząc na te wszystkie piękne budynki, na kanały, na ludzi. To była najszczęśliwsza chwila w moim życiu od dawna.
Podróż zmieniła nie tylko mnie, ale i nasze małżeństwo. Janek nagle zobaczył we mnie nie tylko swoją żonę, ale partnerkę, która potrafi zaskoczyć. Która ma swoje pasje, swoje pomysły. A ja odkryłam, że nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć po swojemu.
Dziś nadal korzystam z vavada aplikacja. Gram dla przyjemności, dla tych kilku chwil wieczorem, kiedy znów jestem tą odważną Krystyną z Wenecji. Nauczyłam się nowych gier, poznałam innych graczy przez czat. Czasem rozmawiam z ludźmi z całego świata - z młodą matką z Kanady, z emerytowanym nauczycielem z Australii.
Moje dzieci śmieją się, że jestem najnowocześniejszą babcią w okolicy. A ja wiem, że to nie tylko zabawa. To dowód na to, że wiek to tylko liczba, a życie może nas zaskoczyć w każdym momencie. Czasem wystarczy mała aplikacja na telefonie, by obudzić w sobie dawno zapomniane marzenia i odwagę. I by przypomnieć sobie, a może nawet odkryć po raz pierwszy, kim się naprawdę jest.
|
|